Lyrics

Balowałem w życiu ostro. Nic dziwnego, że poniosło Z oceanu na pustynię, przed końcówką ciemnych dni Z bezlitosnej melancholii gnało mnie do alkoholi Zimny piasek miałem w oczach, zagubiłem drogę i Odnajdując próg znajomy, zapukałem w baru drzwi Panie barman, wódki trzy! Pierwsza była za dziewczynę. Popijałem młodym winem Wspominałem czułe słowa. Nie umieliśmy, to fakt Nie wiedziałem, że się stanę takim draniem po rozstaniu Wybacz miła, nie wiedziałem. Tak mi dzisiaj ciebie brak Ślepy szczeniak. Przeznaczenia przegapiłem wtedy znak Nie musiało to być tak Drugą piłem - przebacz mamo - za cień nad cmentarną bramą Za samotność i niepokój, na rozstajach ludzkich dróg Nie sądziłem, niebo świadkiem, że zatęsknię tak za matką Kiedyś wszystko wytłumaczę, gdy cię spotkam, co daj Bóg Już nie będę dzikim pędem. Rosą padnę ci do stóp Wierzę dziś, że będę mógł Trzecia weszła za Ojczyznę. Za kobietę i mężczyznę Których głosy tyle znaczą, co strwożonej myszy pisk Barman nie znał mnie z tej strony. Szalik zdjął biało czerwony Wstało kilku ogolonych. W oczach jeden słuszny błysk A publika biła brawo. A publika wyła bis! Gdy wywalał mnie na pysk
Lyrics powered by www.musixmatch.com
instagramSharePathic_arrow_out